Philip – Dimitri Galas
Wykonanie: Janusz Stolarski
Przekład: Sławomir Michał Chwastowski
Realizacja: Sławomir Michał Chwastowski i Janusz Stolarski
Oprawa Plastyczna: Bohdan Cieślak
Jest to dramat muzyczny, choć nie została napisana do niego żadna notacja nutowa. Muzyką jest tu sam aktor, wypowiadany przez niego tekst i czynności, które wykonuje. Opowiada historię aktora pracującego w amerykańskim show biznesie, aktora, który kiedyś był "sławną dziecięcą gwiazdą…, śpiewającą sensacją podróżnych scen". Niespełnione młodzieńcze ambicje, nadzieje i bezowocne oczekiwanie na wielki sukces stają się powodem psychicznej dezintegracji bohatera, który nie może uwolnić się od śpiewanej w dzieciństwie piosenki o Czerwonych Bucikach.
Zmarły w 1986 roku, w wieku 32 lat, Philip – Dimitri Galas – dramaturg, aktor, artysta cyrkowy i plastyk – był twórcą nowej formy scenicznej, którą sam nazwał "Avant – Vaudeville". Wyrosła na z jego własnych doświadczeń nabytch podczas pracy w europejskich i amerykańskich teatrach, cyrkach i kabaretach.
Polska prapremiera "Zemsty Czerwonych Bucików" jest pierwszą prezentacją dzieła Philipa – Dimitri Galasa poza kontynentem amerykańskim.
Spektakl trwa około 1 godz., nie posiada dekoracji, jedynymi rekwizytami są: kontrabas, taboret i metronom.
"Byłe cudowne dziecko – Dymitriątko – ma kłopoty z osobowością. Obsesyjnie powraca do niego śpiewana niegdyś piosenka o czerwonych bucikach. Dziś nie może jej zaśpiewać. To on był pierwszym nałogowym palaczem, wynalazcą gumowych pieczątek, pierwszym dietetykiem. To jego radziła się Gertruda Stein… Dzisiaj grywa na weselach cholerne polki, na cholernym kontrabasie, na którym nie umie grać. Dzisiaj jego kobieta ("my nawet nie jesteśmy małżeństwem") ma dosyć tajemniczego Kapitana, który nie wiadomo skąd wziął się w ich domu, i tych wszystkich "primadonna muzykantów".
Jest w tekście Philipa – Dimitri Galasa Ameryka, jest teatr, jest sztuka przez duże S, jest knajpa, jest chyba także dużo agresji. No i przede wszystkim rozpacz. Czy ten tekst kończy się optymistycznie?
W monodramie Janusza Stolarskiego jest przede wszystkim Janusz Stolarski, chociaż – paradoksalnie – odnoszę wrażenie, że to kompletnie nie jest tekst dla niego. Stolarski jest ostatnim aktorem, którego zatrudniłabym na małej estradzie do opowiadania dowcipów – tak myślałam jeszcze miesiąc temu. On rzeczywiście nie jest klasycznym mistrzem gagu i piosenki – ale tylko w potocznym sensie. Nie mam pewności czy rozśmieszyłby ludzi w jakiejkolwiek knajpce. Ja natomiast pękam ze wilka Gertruda, kiedy on jako mim rzuca okno i puszcza latawca, kiedy Isadora Duncan animowana przez niego odkrywa kasetę. Zachwyca mnie scena, kiedy we mgle Dymitriątko ciągnie za sobą wielki kontrabas… A na finał jest mi piekielnie smutno.
Część widzów interpretuje ostatnią jako uwolnienie się od klątwy czerwonych bucików. Dla mnie sprawa nie jest taka prosta i prowokuje do dyskusji o tym, jak to ze sztuką i życiem bywa. Czy wszystko jest na sprzedaż? Czy wszystko można obśmiać? "Uwolnione" Dymitriątko schodzi ze sceny w ciemności (…).
Ewa Orębowska – Piasecka, "Gazeta Wielkopolska", 18 II 1995.
Sztuka wymaga od grającego ją aktora niesamowitych umiejętności. Godzinę musi on sobą samym zainteresować widzów. Nie ma prawie żadnych dekoracji. Janusz Stolarski w roli Dymitriątka udowodnił raz jeszcze swoją klasę. Potrafił wspaniale opanować publiczność, wydobyć z niej oczekiwane reakcje. Rzeczywiście śmialiśmy się (czasem z samych siebie), a po wyjściu z teatru kołatały nam się zdania tam usłyszane.
Ewa Podolska "Expres Poznański".
Janusz Stolarski, laureat Grand Prix na XXV OFTJA w Toruniu (za monodram "Ecce Homo" wg Fryderyka Nietzschego) pokazuje w spektaklu szeroką gamę aktorskich umiejętności, znakomicie oddając różne w nastroju i temperaturze stany duchowe bohatera. Uplastycznia je mimiką i ruchem, podkreśla poprzez zmienny rytm nadawany słowom. Pomimo tego, że melodia pojawia się w tym spektaklu rzadko, to jednak pozostawia on wrażenie muzyczności.
Rafał Bubnicki "Rzeczpospolita".
(�) Dla Janusza Stolarskiego monodram to pratekst do spotkania się z widzem, zarazem sposób komunikowania się, mówienia o sobie, a raczej rozmawiania w konwencji: "ja jestem taki, a co wy na to?". Stolarski, bowiem, jak mało kto liczy się ze swoim widzem -bardzo konkretnym odbiorcą jego sztuki – kimś bliskim lub kogo przeczuwa jeszcze w procesie tworzenia. Pewnie dlatego, jako jedyny wciąga widza w harmonijną, aktywną interakcje i to z powodzeniem (Grabarz Królów). Ma przy tym dar nawiązywania kontaktu z widzem, jest pokorny wobec swojego rozmówcy i świadomy tego, po co stoi na scenie i co ma do powiedzenia. Janusz Stolarski wsłuchuje się w potrzeby widza, którego traktuje jak współautora swej wypowiedzi, dlatego często wprowadza zmiany do monodramów, które rosną, dojrzewają doskonalą się razem z nim tak, że utożsamiane są tylko ze Stolarskim (Ecce Homo).Nazywa siebie aktorem poszukującym, któremu obca jest sztampa raz wyuczonej roli. W swoich monodramach łączy elementy improwizacji, eksperymentu, sztuki performatywnej, komedii dell arte. "Aktor ma po to ucho, oko i słuch wewnętrzny, żeby ciągle budować od nowa!" mawia. Inspiracją dla jego teatru jest życie w które wmanewrowany jest żywy człowiek. Dlatego w teatrze Stolarskiego jest wiele ekspresji i siły, znakomite wyczucie humoru i autoironii (Zemsta Czerwonych Bucików),są doświadczenia metafizyczne i przejmujące sprawy egzystencjalne, wypowiedziane prosto, bardzo po ludzku (Ecce Homo), są metafory i psychologiczna prawda. Dla Tomasza Miłkowskiego Janusz Stolarski to "gejzer pomysłów artystycznych".
Elwira Militowska-Kordska
"Rola warsztatu w teatrze jednego aktora w relacji osobowość aktora a teatr jednoosobowy"