Ostatnia (25 lutego) sesja Rady Miejskiej w Maszewie rozpoczęła się sporem o „Złotego Lwa” – doroczną nagrodę specjalną przyznawaną przez burmistrza Maszewa.
Nagroda ta wręczana była drugi raz, ale tegoroczna decyzja kapituły wywołała sporo krytycznych komentarzy. Poszło o dwóch członków kapituły, którym statuetki „Złotego Lwa” zostały przyznane, co w dość powszechnym odczuciu zostało odebrane tak, jakby je sami sobie przyznali. Wytłumaczyć, że tak nie było, że te dwie osoby były wyłączone z głosowania w swojej sprawie, próbował przewodniczący kapituły Waldemar Wierzbicki. Ale nieprzekonanych nie przekonał. Radna Barbara Łotocka stwierdziła wprost, że „ludzka przyzwoitość i uczciwość powinna nakazywać, by osoby, na które zostały złożone wnioski, były włączone z kapituły (…) A tak – mówiła dalej – nastąpiła degradacja nagrody i nie jest to już „Złoty lew” a wyleniały kocur”.
Można się z tym stwierdzeniem nie zgodzić, czemu radny Eugeniusz Głowacki dał wyraz, ale warto poważnie rozważyć zgłoszone przez B. Łotocką sugestie, aby Kapituła nie miała stałego składu, a stanowili ją dotychczasowi laureaci nagrody, oraz by wprowadzić kategorię „za całokształt działalności”.
Burmistrz Jadwiga Ferensztajn, broniąc werdyktu kapituły, poinformowała, że regulamin maszewskiej nagrody specjalnej opracowany został na podstawie regulaminu nagrody powiatowej „Optimus”. Warto jednak wiedzieć, że i w powiecie nieprzychylnie komentowano fakt, że w jednej z pierwszych edycji cztery „Optimusy” przypadły członkom kapituły.
Swoją drogą, warto w ogóle rozważyć, czy w tak niewielkim środowisku przyznawać nagrodę aż w czterech kategoriach, bo wkrótce może zabraknąć osób, które na nią zasługują. Zdaniem niżej podpisanej w Maszewie wystarczyłyby dwie: „Za szczególne osiągnięcia w pracy zawodowej i społecznej” oraz „Wydarzenie roku”. To oraz – jak proponowała B.Łotocka – kapituła złożona z laureatów „Złotego Lwa” pozwoli z pewnością uniknąć awantury wokół czegoś, co nie powinno dzielić i przykrości osobom, które nagrodą zostały uhonorowane.
mp